Najbardziej palącym problemem dla amerykańskiej polityki międzynarodowej pod nową administracją będzie zajęcie jasnego stanowiska wobec Syrii i Iranu, a więc pośrednio tez wobec Rosji, Chin, Izraela i Indii.

 Wygrana Donalda Trumpa wytworzyła nową i zupełnie nieoczekiwaną sytuację zarówno w polityce wewnętrznej jak i w polityce zagranicznej. Według wszelkich znaków na niebie i na ziemii, zwycięstwo wyborcze miała mieć  zapewnione Hillary Clinton, której to sondażownie określane jako najbardziej liczące się i najpoważniejsze, dawały pewne zwycięstwo, o które miała być spokojna i jak najbardziej pewna.

Warto również wspomnieć,  że Clintonowa miała poparcie przede wszystkim Wall Street, wszelkiej maści celebrytów, wszystkich wielkich mediów amerykańskich, oraz ... kierownictwa partii republikańskiej. A jednak pomimo zainwestowania w  nią potężnych pieniędzy, marka Clinton Inc. okazała się dla amerykańskiego wyborcy czymś odrażającym, o czym chcieliby jak najszybciej zapomnieć i więcej już nigdy nie wracać do tej smierdzącej nazwy. Pudrowanie, odmładzanie, perfumowanie, na nic zdało się wobec Hillarii, zapach rozcchodzący się z fundacji Clintonów zatruwał amerykańskie powietrze, więc wyborcy zdecydowali, by powiało świeżym, ożywczym powietrzem.
Ale przecież okropny smród pochodził nie tylko od mafii Clintonów, Clintonowie to tylko czubek ogromnej góry korupcji, jaka panowała od czasów Billa Clintona, poprzez rządy G.W. Busha, aż po Obamę. Prezydent-elekt Donald Trump, mówiąc o ukróceniu i zlikwidowaniu korupcji, zaczynając zgodnie  z obietnicą wyborczą proces przeciwko Clintonowej w sprawie e-maili i Fundacji, będzie musiał rozliczyć również prawie cały Kongres, gdyż tam dopiero szły łapówki od różnego rodzaju lobbystów do kongresmanów obu partii. Paradoksalnie Trump rozpoczynając proces przeciwko Clintonowej, mógłby uczynić cały Kongres bardzo sobie posłusznym. Do Kongresu nie dostali się jacyś nowi uczciwi ludzie, tylko z namaszczenia obecnych elit partyjnych. A jak wiemy, elity obu partii były nieprzejednane w stosunku do Trumpa i  bardzo mu wrogie, zwłaszcza elity partii republikańskiej, co warto podkreślić, zwalczały go bardziej zaciekle niż cała partia demokratyczna z Hillary Clinton na czele.
Warto w tym miejscu podkreslić, że do Senatu dostali się dwaj zadeklarowani wrogowie prezydenta-elekta, Marco Rubio i John McCain, którzy go zwalczali podczas kampanii prezydenckiej. A wiemy, że podobnie jak reszta Kongresu jest pod przemożnym wpływem lobby proizraelskiego, którym to zarządzają tzw. neokonserwatyści żydowscy, którzy się usadowili w Kongresie i w każdej administracji rządowej od czasów Ronalda Reagana, kierując swoich ludzi na kluczowe stanowiska rządowe, ścisle kontrolując i pilnując, by polityka amerykańska była podporządkowana izraelskiej racji stanu.
To był jeden z najgorszych błędów w historii USA popełniony przez Ronalda Reagana, za którego kadencji polityka zagraniczna USA, zosstała podporządkowana izraelskiej racji stanu, poprzez dopuszczenie do doradztwa i wpływu na kluczowe decyzje neokonserwatystów żydowskich. Kosztowała ona podatnika amerykańskiego parę ładnych bilionów dolarów, dziesiątki tysięcy zabitych i rannych żonierzy amerykańskich, kompletnie bez żadnych sukcesów militarnych, zakończona kompletną katastrofą gospodarczą. Tak niestety dla Ameryki wyglądało zakończenie polityki zapoczątkowanej przez Ronalda Reagana, jednego z najpopularniejszych prezydentów USA w historii.
Jak wiemy polityka wspierania za wszelką cenę Izraela, kosztem głównie amerykańskiego podatnika, zakończyła się kompletną katastrofą pod każdym względem w Iraku i w Afganistanie, zakończona kryzysem gospodarczym. Kleskę tę starano się umiejętnie przykryć kryzysem finansowym, który zgodziły się wziąć na swoją odpowiedzialność banki z Wall Street, wystawiając podatnikowi słony rachunek do zapłacenia.
Punktem zwrotnym w awanturach amerykańskich w interesie Izraela, była zapowiedź podania się w całości do dymisji sztabu generalnego US Army, na zapowiedź przygotowania wojny z Iranem. Wprawdzie najgorszy prezydent w historii USA, G.W.Bush próbował namówić do wspólnej napaści na Iran prezydenta Putina, w tym celu nazywając go swoim najlepszym przyjacielem, jednak prezydent Rosji nie bujał w obłokach jak Bush i jego neokoni, więc zdecydowanie odmówił udziału w tej awanturze.
Donald Trump zapowiedział całkowitą zmianę polityki na Bliskim Wschodzie, więc popadnie od razu w konflikt z Kongresem, w którym to neokoni nadal mają bardzo silne wpływy. Jednak w trakcie kampanii, a zwłaszcza w dyskusjach o polityce międzynarodowej po raz pierwszy  od czasów Reagana, temat bezpieczeństwa Izraela i jego zagrożeń wogóle się nie pojawił, będąc największym zaskoczeniem jeśli chodzi o politykę zagraniczną USA. Na dodatek Donald Trump stwierdził, że obalanie obecnego prezydenta Syrii Assada jest błędem, co dla administracji Obamy i stojącymi za nimi lobby proizraelskim oraz neokonami jest zaskakująco bolesnym stwierdzeniem, dla których podstawowym celem jest usunięcie Assada. Musimy też pamiętać, że usunięcie Assada oznacza otwarcie drogi do millitarnej interwencji w Iranie. Dlatego Iran jest bardzo mocno zaangażowany militarnie po stronie Assada.
Trump chce z Rosją, oraz z Syrią i Iranem wspólnie zwalczać Państwo Islamskie, które to jest dzieckiem specjalnej troski Izraela, Arabii Saudyjskiej, oraz tej grupy w USA, która stoi za kolorowymi rewolucjami w świecie arabskim. A wiemy że do tej grupy należy lobby proizraelskie, oraz neokoni kontrolujący administrację rządową Obamy.
Prezydent Putin nie mając zaufania w deklaracje Trumpa, jeszcze jako kandydata na prezydenta, wysłał całą flotę północną do wybrzeży Syrii dmuchając na zimne, nie wiedząc jeszcze, kto zostanie prezydentem USA. Więc bardzo możliwe, że osoby stojące za nowym prezydentem Trumpem, będą więc te same co stały za kolorowymi rewolucjami w Tunezji, Libii i Syrii. Musimy mieć też ciągle na uwadze, że głównym celem neokonów jest Iran, tak więc za prezydentury Trumpa będziemy mieć do czynienia z nowym etapem wojny zastępczej w Syrii o irańskie złoża ropy naftowej i gazu ziemnego.  Musimy wiedzieć, że Amerykanie podporządkowując sobie Iran całkowicie mogą kontrolować przepływ ropy z rejonu Zatoki Perskiej, oraz dzięki temu utrzymać dominującą pozycję dolara, jako światowej waluty rezerwowej na co najmniej sto lat. 
Czy politycy i stojący za nimi lobby proizraelskie zapytaja  wojskowych o możliwościach przeprowadzenia skutecznej militarnej interwencji w Iranie? Sądząc po doświadczeniach wojny w Iraku i Afganistanie, trudno dostrzec jakiekolwiek perspektywy zwycięstwa US Army nad Iranem.
By zrealizować te marzenia neokonserwatystów, najpierw trzeba było wykluczyć jakiekolwiek wpływy rosyjskie na Bliskim Wschodzie. Próbowano rozpętać konflikt zastępczy Rosji z Ukrainą przy pomocy zaboru Krymu dla amerykańskiej floty i uczynienia z Krymu gigantycznego lotniska. W tym celu zorganizowano zamach stanu, po którym to Ukraina weszła pod wpływy amerykańskie z  ideologią faszystowską, bo innej państwowotwórczej myśli Ukraina nigdy nie miała i mieć nie będzie. Była to również bardzo gorzka lekcja dla Polski, dla której obecna racja stanu, definiuje się jako wszystko co jest złe dla Rosji jest dobre dla Polski. A przecież dla naszych młodych filutów skupionych wokół prezydenta Dudy z consigliere Szczerskim na czele, Ukraina banderowsko-faszystowska jest dzieckiem specjalnej troski, dla której to warto poświęcić wszystkie korzyści gospodarcze oraz jej perspektywy, jakie dawała nam współpraca z Rosją, oraz ponosić wszelkie koszty wojny domowej w Donbasie.  Natomiast demokratyczna Ukraina będzie zawsze ciążyła w kierunku swojego naturanego strategicznego partnera, jakim jest Rosja. Zresztą jakakolwiek inna Ukraina z wyjątkiem banderowskiej, będzie zawsze ciążyła w kierunku Rosji, tak więc mrzonki o polityce międzymorza w oparciu strategiczne partnerstwo z banderowską Ukrainą i radykalnie muzułmańską Turcją Erdoggana, można spokojnie odłożyć ad acta.
Jakie więc kroki podejmie nowa administracja amerykańska wobec Bliskiego Wschodu, a przede wszystkim Iranu? Putinowska Rosja pojęła jako pierwsza przed amerykańskimi neokonami, że klucz do dominacji amerykańskiego  dolara, jako światowej waluty rezerwowej trzyma Iran i dlatego też dyplomacja rosyjska usilnie zabiega o jak najlepsze stosunki z Iranem, czego dowodem było przełomowe pozwolenie na wykorzystanie dla lotnictwa rosyjskiego jednego z irańskich lotnisk, oraz dostarczenie Iranowi jednego z najnowocześniejszych rakietowych systemów obrony.
Administracja Obamy próbowała normalizować swoje stosunki z Iranem,  doprowadzając do przełomowego porozumienia w sprawie irańskiego programu nuklearnego. Ale opór, jaki napotkała w Kongresie zdominowanym przez lobby proizraelskie, był na tyle silny, żeby powstrzymać jakiekolwiek dalsze kroki administracji Obamy w celu polepszenia stosunków z rzeczywistym, a nie narzuconym strategicznym partnerem USA na Bliskim Wschodzie. Zresztą Obama zrobił na odchodne niezłego psikusa neokonom, doprowadzając do kontraktu Iranu z kompanią Boenig na wielomiliardową sumę. Więc jesli Ameryka Trumpa ma być FIRST i GREAT AGAIN,  w tym kontekście musi zapommnieć o wojnie z Iranem.
Wydaje mi się, że planowanie wojny z Iranem , było głownym powodem powstania ISIS i jego różnych odłamów, jakie wkrótce zaczęły destabilizować wybrane kraje na Bliskim Wschodzie. Powszechnie wiadomo, że aby móc zaatakować Iran, najpierw trzeba obalić prezydenta Syrii Assada. Walka o jego obalenie trwa już od pięciu lat, a to dlatego, że  do konfliktu włączyła się bezpośrednio Rosja. I tak po początkowych sukcesach ISIS w Iraku i Syrii, od momentu wejścia Rosji do gry, wszystko się zmienia na niekorzyść sponsorów ISIS: USA, Francji, Wielkiej Brytanii, Turcji, Izraela, Arabii Saudyjskiej i Kataru.
Rosja konsekwentnie realizuje swoje interesy na Bliskim Wschodzie, wypierając skutecznie wpływy amerykańskie. Poprzez pomoc w zorganizowaniu zamachu stanu w Turcji, a następnie ratując Erdoggana, zmusiła Turcję do bycia jej pionkiem, dając wyraźnie do zrozumienia Erdogganowi, że oprócz możliwości przeprowadzenia na niego skutecznego zamachu, może mu otworzyć bardzo silny front kurdyjski, wykrwawiając skutecznie wojsko tureckie, czyniąc je niezdolne do jakiejkolwiek ofensywy na terenie Syrii. Dlatego też Erdoggan musiał przyjąć upokarzające warunki rosyjskie w Sankt Petersburgu. W ten oto sposób runęły miraże polskie i ukraińskie, o strategicznym partnerstwie z Turcją, oraz o międzymorzu, jak również rozpadły sie marzenia Erdoggana o wielkim imperium tureckim.
Prezydent Trump i jego ekipa będą musieli się zdecydowanie opowiedzieć w sprawie konfliktu na Bliskim Wschodzie. Czy dalej wspierać rebelie w interesie Izraela i pośrednio Arabii Saudyjskiej, by wejść w otwarty już bezpośredni konflikt militarny z Iranem, dlatego że w Iranie trudno byłoby znaleźć partnerów do roli odgrywania tzw. „demokratycznej opozycji”, tak jak w Syrii.  Bardzo trudno byłoby też przekonać Amerykanów do kolejnego tym razem juz napoważniejszego konfliktu militarnego od czasów drugiej wojny światowej.  Próba jakiejkolwiek neutralizacji Rosji w otwartym konflikcie militarnym z Iranem, okazałaby sie niemożliwa i Rosja pośrednio włączyłaby sie bardzo chętnie do tej gry, widząc w tym szansę osłabiania pozycji USA, poprzez wspieranie Iranu dostawami najnowocześniejszych rodzajów bronii, dla której to wojska amerykańskie byłyby królikami doświadczalnymi. Ponadto Rosja wspierałaby Iran różnej maści doradcami wojskowymi, czyniąc wojnę z Iranem dla Ameryki jeszcze większym piekłem, przy której doświadczenia z Wietnamu byłyby małym pikusiem.
Również Ameryka rozpoczynając wojnę z Iranem, weszłaby w konflikt z Chinami, którym to bardziej zależy na osłabieniu pozycji Ameryki niż Rosji. Chiny ze słabą Ameryką nie będą miały żadnego liczącego się konkurenta w Azji i bardzo możliwe że w wyniku wyniszczającej wojny, Ameryka nie będzie się już liczyła jako liczący się konkurent dla Chin na terenie Azji.
Atakując Iran Ameryka narazi się również Indiom, ze względu na silne związki gospodarcze z Iranem, które również pospieszą z pomocą wojskową Iranowi. Zarówno Rosja, Chiny i Indie, postarają się pozbyć wpływów amerykańskich w Azji, więc Iran może liczyć na bardzo konkretną pomoc, która nie przyczyni sie do zwycięstwa żadnej ze stron, ale wykrwawi Amerykę do tego stopnia, że Ameryka pozostanie państwem o znaczeniu regionalnym na półkuli zachodniej, której przywództwo będzie kwestionowane coraz bardziej przez pozostałe kraje na południe od Meksyku.
Ameryka przystępując do wojny z Iranem, może liczyć tylko na Izrael, który to  poprzez lobby proizraelskie popchnie ją do wojny z Iranem. Włączając do tego cichych sojuszników Iranu, którzy tylko czychaja i zacierają z radoscią ręce, byleby wciągnąć Amerykę w kolejny wyniszczający ją konflikt z Iranem. Ameryka jest zadłużona przede wszystkim w Chinach, które z wojny irańsko-amerykańskiej będą miały same zyski polityczne i gospodarcze.
Jednak największym przeciwnikiem wojny z Iranem, z którym rząd Trumpa by się zmierzył, byłoby społeczeństwo amerykańskie. Jeszcze raz przypominam w tym kontekście, że podczas debat nie padło ani słowo na temat zapewnienia poparcia dla Izraela. Warto wspomnieć też, że cztery lata temu Mitt Romey przegrał walkę o fotel prezydencki ze słabiutkim Obamą tyko dlatego, że obiecał  Izraelowi wojnę z Iranem, jak tylko wygra wybory. Świadczy to tylko o tym, że Amerykanie są świadomi, że wojny w które Ameryka zaangażowała się na Bliskim Wschodzie, były wyłącznie w interesie Izraela, a Amerykanom Izrael zawsze wystawia rachunek do zapłacenia. Kiedy Kongres uchwalił kolejną dziesięcioletnią pomoc dla Izraela, Amerykanów zagotowało ze złości i oburzenia. To dlatego nie było mowy o pomocy dla Izraela podczas prezydenckich debat.
Pisałam w poprzednich notkach poświęconych polityce amerykańskiej wobec Iranu, że  miesięczny koszt okupacji Iranu, nie licząc ofiar młodych amerykańskich chłopców i dziewcząt, to minimum pół biliona dolarów. Przy tym stanie amerykańskiej gospodarki oraz wpływach z podatków,  jaki prezentuje obecnie,  pieniędzy wystarczy najwyżej na dwa miesiące. Na dalsze prowadzenie wojny i przede wszystkim okupacji, trzeba by ponownie zadłużyć Amerykę na jakieś cztery pokolenia do przodu. Tylko czy znajdzie się kupiec amerykańskich obligacji wojennych? Wątpię. Dlatego uważam, że największym sojusznikiem Iranu będzie społeczeństwo amerykańskie.
Jako słabiutkie amerykańskie aktywo jest jeszcze Arabia Saudyjska, ale ona również zdaje sobie sprawę, że przy jej wpływach z ropy wobec katastrofalnie niskich cen, może sfinansować co najwyżej jeden miesiąc okupacji Iranu. Tak więc Ameryka ma tylko pieniędzy na prowadzenie wojny z Iranem na trzy miesiące, przy tym stanie gospodarki i obecnych wpływach z podatków, dodatkowo pod warunkiem, że Amerykanie przyjęliby wojnę ze spokojem nie mając nic przeciwko ogrommym kosztom, jakie muszą ponieść.
Amerykanie mogą liczyć na sukces jedynie w tym przypadku, kiedy posiadają nieznaną światu zupełnie nową broń i muszą być do tego przekonani o jej ogromnej skuteczności oraz o tym że nikt jej nie posiada. Sądząc po tym jak działa CIA oraz FBI, bardzo wątpie by wiedzę o tym zupełnie nowym rodzaju bronii dało się utrzymać w tajemnicy przed penetracją obcych wywiadów.
 
 https://www.youtube.com/watch?v=spU1k3UBmas